Adresowanie przeżywania.
Obserwacje w dziedzinie psychologii dziecięcej, psychopatologii, psychoterapii wyraźnie pokazują, że każde przeżywanie człowieka ma immanentnego odbiorcę. Przypomnijmy choćby klasyczną obserwację K.Czukowskiego:
- Ależ, Niura, już przestań, nie płacz!
- Ja nie tobie płaczę, tylko cioci…
Przeżywanie może zabłądzić, pomylić adres, a to prowadzi do bolesnych zafałszowań, tak uczuć, jak i relacji międzyludzkich. Wystarczy przypomnieć zjawiska mechanizmów przeniesienia w psychoterapii lub egzaltowanej pobożności w środowisku parafialnym.
Od tego, do kogo jest adresowane przeżywanie oraz od tego, czy adresowanie jest ujawnione, czy ukryte, określone lub nieokreślone, w znacznym stopniu zależy przebieg procesu przeżywania, jego charakter i rodzaj.
Pierwszoklasista ma ranę na kolanie, która bardzo go boli, ale w obecności współczującej babci on będzie przeżywać ten ból nie tak, jak w obecności starszego brata, który przyszedł na przepustkę z wojska.
Modlitewne adresowanie uczucia natychmiast zaczyna zmieniać proces jego przeżywania. W cierpieniu samotności i opuszczenia wypowiada człowiek: „Ojcze…” i dodaje „nasz…”, - słowa te znoszą samotność i opuszczenie. Bezbronny woła: „Najświętsza Władczyni moja, Bogurodzico!”, w beznadziejności:„Całą nadzieję w Tobie pokładam, Matko Boża”, - i już same te modlitewne wezwania zaczynają prace uzdrawiania na poziomie psychologicznym. Na szczycie takiego modlitewnego wyrażenia przeżywania, jeżeli człowiek potrafi w pełni zaadresować przeżywanie do Boga lub świętych, przeżywanie się przeobraża, zmienia się cała jego wewnętrzna logika: „logikę zaspokojenia” zastępuje „logika odzyskania pełni istnienia”.
Zgodnie z „logiką zaspokojenia” wydarzenia mogą ewoluować w taki sposób: Utraciłem coś ważnego w moim życiu, próbowałem o własnych siłach przywrócić to, co zostało utracone, upewniłem się, że jest to niemożliwe, starałem się jakoś przetrwać, ale musiałem się pogodzić z tym, że to też nie jest możliwe, że sam nie jestem w stanie nic zrobić, a wtedy zacząłem w modlitwie wzywać pomocy w mojej beznadziejnej nadziei, że jakimś cudem wszystko się ułoży, a ja otrzymam pocieszenie i stanę się na nowo sobą, znów zacznę żyć własnym życiem, bo bez tego, co straciłem, sobą nie jestem, i moje życie życiem nie jest. O niczym innym nie potrafię myśleć. I nagle… Wszystko się zmienia. Skąd mógłbym wiedzieć, ja, który gotów byłem umrzeć, że tuż po drugiej stronie mojego rozpaczliwego modlitewnego wołania, ogarnie mnie taka zbawienna, życiodajna obecność, że w jednej chwili zmieni się sama wewnętrzna logika moich uczuć i myśli, więcej sama podstawa mojego istnienia. Wyczuwam wyraźnie, że tylko tutaj, tylko w tej obecności, ja tak naprawdę istnieję w pełni, i tylko w niej i razem z nią odzyskuję pełnię istnienia, pełnię życia i pełnię sensu. I wtedy zaczyna się ujawniać, że zagrożenie, przed którym uciekałem i prosiłem o schronienie, pragnienie, w którym prosiłem o wodę, krzywda, w której błagałem o sprawiedliwość, kłótnia, w której prosiłem o pokój, że to wszystko – i wodę, i schronienie, i sprawiedliwość, i pokój, chociaż są istotnie konieczne – są tylko zapowiedziami, tylko powodami, tylko zwiastunami spotkania. Wszystkie te dobra, i to w obfitości, zostaną mi dane, ale są one pojedynczymi przejawami tego najważniejszego, co mnie czeka – odzyskania pełni istnienia.
Właśnie odzyskanie pełni istnienia i jest najważniejszym przeobrażeniem przeżywania wskutek jego modlitewnego zaadresowania.
http://wiara.daiguo.com/doc/Modlitwa_i_przezywanie_pl.pdf
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz